Autor: Santa Montefiore
Wydawnictwo: Świat Książki
Gatunek: Literatura obyczajowa, romans
Ilość stron: 400
„Czterdziestokilkuletni Luka po rozwodzie przeżywa kryzys.
jest bogaty, kobiety za nim szaleją, ale on tak naprawdę nie wie, co to
prawdziwa miłość. Z dnia na dzień podejmuje nieoczekiwaną decyzję - rezygnuje z
pracy i wyjeżdża na południe Włoch, gdzie mieszkają jego rodzice. Tam poznaje
Cosimę, która dwa lata wcześniej straciła sześcioletniego synka. Kobieta jest w
głębokiej rozpaczy. Luca, i tylko on, dość często widuje chłopca, który nie
mówi, ale najwyraźniej usiłuje mu coś przekazać...”
Po „Włoskie zaręczyny” sięgnęłam tylko dla tego, że
zainteresował mnie tytuł. Wystarczyło, że na okładce zobaczyłam słowo włoskie i już wiedziałam, że muszę ją
przeczytać. Po prostu uwielbiam książki, których akcja toczy się we Włoszech.
Autorki wcześniej nie znałam, nie spotkałam się z żadną inną powieścią
autorstwa pani Montefiore, ale po przeczytaniu tej pozycji wiem, że na pewno
zapoznam się z również innymi. I to z wielką chęcią. Książkę czytało się szybko
i przyjemnie. Styl jaką została napisana bardzo mi odpowiadał.
„Włoskie zaręczyny” jest to kolejna książka, po której
spodziewałam się czegoś innego, jednak w tym wypadku zostałam bardzo pozytywnie
zaskoczona. Szczerze powiedziawszy to byłam przygotowana na typowe romansidło.
Wątek miłosny oczywiście był, ale owiany był magią i tajemnicą. Jest to powieść
obyczajowa, która opowiada nie tylko o miłości, ale także o historii pewnej
rodziny zamieszkującej włoską Incantellarię, o pięknym pałacu o mrocznej
przeszłości oraz o kobiecie, która nie może pogodzić się z utratą ukochanego
Francesca…
„Dom zbudowany był z piaskowca w tym samym odcieniu co całe
miasteczko. Okna wieńczyły ozdobne barokowe czapy, metalowe kraty balkonów
przypominały koronki. Dach pokryty był różową dachówką, a z dwóch stron stały
wyniosłe wieże. Pałac otaczały smukłe sosny i ciemnozielone, prawie granatowe
cyprysy.”[1]
Głównym bohaterem jest czterdziestokilkuletni Luca, który po
rozwodzie i porzuceniu pracy w banku postanawia pojechać w odwiedziny do
rodziców, którzy mieszkają w małym miasteczku we Włoszech, w uroczej
Incantellarii, w pięknym palazzo… Na
miejscu zaprzyjaźnia się z dwójką starszych osób, z kobietą o imieniu Ma i profesorem
Caradokiem, którzy pomagają mu w odkryciu tajemnicy palazzo oraz zakochuję się
w pięknej i tajemniczej Cosimie. Na początku kobieta nie pozwala się do siebie
zbliżyć, jednak wszystko się zmienia, kiedy Luca ratuję kobietę, która chciała
popełnić samobójstwo. Zbliżają się do siebie, kiedy mężczyzna wyznaje Cosimię
swoją sekret…
W książce najbardziej urzekły mnie opisy miejsc, w których
toczyła się akcja. Miałam wrażenie, że sama znajduję się w Incantellarii.
„Średniowieczne miasteczko skąpane było w słońcu, czerwień
dachów migotała w rozgrzanym powietrzu nad białymi i piaskoróżowymi domami(…) Z
bliska dobrze widział szarą kamienistą plażę oraz wyraźnie odcinające się od
jej tła błękitne i białe rybackie łodzie.”[2]
Książka jest idealna, aby się zrelaksować, odpocząć od
codzienności i przenieść się do słonecznych Włoch, szczególnie gdy u nas pogoda
nie zachwyca. Warto sięgnąć po tą pozycję właśnie ze względu na barwne opisy.
Moja ocena: 5/6
Książka bierze udział w wyzwaniu:
+ Przeczytam tyle, ile mam wzrostu
+ Rekord 2014
_______
[1] S. Montefiore, Włoskie zaręczyny, Warszawa 2013, s. 50.
[2] Tamże, s. 45.
_______
[1] S. Montefiore, Włoskie zaręczyny, Warszawa 2013, s. 50.
[2] Tamże, s. 45.